wtorek, 5 kwietnia 2011

jak rodzynki w ciescie

jak rodzynki w ciescie. tak sobie pomyslalam o czyms o ostatnio i mysl ta uradowala mnie niezmiernie. poczulam smak tego wyrazenia w ustach. wpisy na bolgu jak rodzynki w ciescie. mniam mniam. zeby poznac smak wlasnego jezyka trzeba przynajmniej jakis czas poslugiwac sie innymi. te nowe jezyki sa jak nowa kuchnia - nie wiesz jeszcze jak ciac te warzywa, kiedy dodac czosnek i ile szczypt tej nowej przyprawy. jezyk funkcjonuje owszem, nawet zarty i ironia powoli przeciekaja z nabrzmialej juz potrawy, ale smakowanie, obracanie slowami ze swoboda, swaiadomosc metafor i frazeologizmow, ah. Im wiecej znam jezykow, tym bardziej doceniam polski. Tym bardziej doceniam swoje bycie po polsku. I mysle godzinami o gramatyce, ze niesamowita. Nie za kilmatem tak tesknie, ani nawet za ludzmi, jak za totalna frywolnoscia autowyrazania sie, potoczystoscia i subtelnoscia zartu jezykowego.
moze stad ten blog. i te wpisy jak rodzynki w ciescie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz