środa, 19 stycznia 2011

Muzyka tum pam pa ram (5) Gilberto Gil - Expresso 2222

Problem z każdą muzyką jest taki, że nie jest ona tak, po prostu, dźwiękiem. Muzyka jest wiadomością, historią, uczuciem, anegdotą, ciszą ptaków w nocy, fragmentem. Żeby wytłumaczyć obecność tej muzyki, musiałabym mówić pół godziny, a może nawet zatańczyć. Tak więc dam spokój temu.

Jeśli jednak kiedyś znajdziecie chwilkę poczytajcie o Gilu. Kimś, kto propagował idee wolnej kultury w muzyce od lat 60tych, kto był pierwszym brazylijskim ministrem kultury w dredach i kto akompaniował życie Brazylii ostatnich lat świetnymi komentarzami muzycznymi.
Gilberto Gil.

Owoce (wymawiane kuszącym, ciężkim głosem, jak w reklamie czekolady)

Jedną z największych przyjemności brazylijskich są owoce. Ich mnogość, wielokształtność, wielosmakowość, bujność, ach....

Caju  - ma w sobie coś z odstraszającej płodności, dojrzewa nagle, i tak też się psuje. Jest dziwnie miękki, ma zapach owocu lekko przejrzałego i ekshibicjonistycznie uzewnętrznioną pestkę (którą znamy jako orzechy caju). Sok, który pijemy każdego dnia, ma ten rodzaj perwersyjnego smaku, że znajduje się pomiędzy smacznością a odrazą, przyjemnością i niesmakiem.
Acerola - wygląda jak czereśnia, smakuje jak mikstura słodkiej pomarńczy ze szczawiem, zawiera 100 razy więcej witaminy C niż taka sama ilość pomarańczy.
Graviola - smak bardzo subtelny, prawieniesłodki, odkrywany powoli, lody z gravioli, ach.
Jakka - gigantyczne owoce, wyglądają jak połączenie piłki do rugby z jeżem, otwieranie grubym nożem, miąższ ukryty między warstwami, otacza liczne pestki. Smak również perwersyjnie słodki.
Açaí (czyt. Asaji) - królowa brazylijskich owoców, jeden z ulubionych tutejszych deserów to zmiksowane zmrożone owoce w postaci lodowego musu. Wygląda jak borówka, świeże dostępne chyba tylko w Brazylii, jest bombą kaloryczną - jakieś 500 kalorii na 100 gram. Podawane na tysiąc sposobów.
Papaja - przekrojona na pół, wyciągamy pestki, wkładamy jogurt i musli, zjadamy do skórki, mniam.
Mango - małe czy duże, najbardziej brudzący w spożyciu owoc na świecie, ale jaka przyjemność z wysysania miąższu dookoła pestki!
Pomarańcza - najpopularniejsza wśród soków. Wyciśnięte świeże pomarańcze w półlitrowym kubku można dostać w barze za 5 złotych. Super smakuje z acerolą :)
Banany - mnóstwo rodzajów i kształtów. Większość jest prosta, a nie zakrzywiona. Cena w tajemniczy sposób porównywalna do polskiej.
Miliony innych owoców.Każda wizyta w barze sokowym to czytanie w księdze magicznych eliksirów.

Oszukana sztuka (2) M.C. Escher w CCBB czyli taka sobie relacja

CCBB to, wbrew pozorom, nie stacja telewizyjna, ale Centrum Kulturalne Banku Brazylijskiego. W Brazylii każda szanująca się znana marka wspiera kulturę, co może służyć za przykład, jak i za przesłankę, że stricte państwowych pieniędzy na tę kulturę idzie niewiele.

Tak więc dziś, w niemiłosiernym upale i wygrzaniu się w Ogrodzie Botanicznym, gdzie widzieliśmy dużo dziwnych roślin i tukana (tukan nie był bynajmniej atrakcją ogrodu, ale siedział w ogrodowych krzakach i fascynował przykucniętą obok niego w krzakach polkę), udaliśmy się na pierwszy dzień wystawy Eschera.

Escher, którego każdy z nas gdzieś już widział, choć nie każdy o nim słyszał, ma niesamowitą potencjalność do stanowienia tematu popularnej dziś interaktywności w kontakcie ze sztuką. I jego pomysły zaskakują i zaburzają percepcję równie silnie w XXI wieku, co świadczy, że podstawowe założenia o budowie przestrzennej i czasowej świata nie zmieniają się tak łatwo. Ja, na przykład, spłonęłam ze wstydu, kiedy spostrzegłam, że dałam się nabrać na pokój przedzielony lustrem i zafascynowana chodziłam od jednego do drugiego okienka oglądając dwa zupełnie różne pokoje.

Dużo świetnych, mało znanych prac - większość na stronie http://www.mcescher.com/.
Tu wspomnę tylko dwie instalacje z wystawy:

Hand with reflecting sphere/Ręka z odbijającą kulę (1935, litografia) - stworzono osobne pomieszczenie, w taki sposób, że usiadłszy na właściwym miejscu i wziąwszy w ręce kulę, widziało się idealnie takie samo tło co na obrazie (minus niepotrzebna figura ochroniarza w kącie).


Najpopularniejsza "zabawka" w muzeum, nie pamiętam nazwy, ale przyniosła wszystkim dużo radości.

czwartek, 13 stycznia 2011

Musica: cz. 4, "Besta e tu" - Novos Baianos


Pierwsza z wielu "muzyk" (jak mówi się po brazylijsku  - czyż nie ładnej brzmi "ulubiona muzyka", niż "ulubiona piosenka"?) tej rewelacyjnej grupy.
Członkowie Novos Baianos (plus przyjaciele) żyli wiele lat w komunie hippisowskiej i mówi się, że wszystkie zarobione pieniądze wrzucali do wspólnego worka, z którego każdy mógł korzystać (wg potrzeb oczywiście).

środa, 12 stycznia 2011

Sztuka bez mięsa (1) Candido Portinari

Styczniowy upał. Wczesne popołudnie, centrum Rio. Kolejka ludzi wije się wśród nielicznych jeszcze budynków, które cariocas (mieszkańcy Rio) pokazują mi z dumą jako "antyczne". Relatywizm poczucia historii - tu wszystko co jest przynajmniej z początku XX wieku, nie mówiąc już o wieku XIX jest "antyczne". Wróćmy do scenerii - niekończąca się kolejka, tak z kilkaset metrów co najmniej - potem odkryłam, że były dwie kolejki - obie rozwijały się od dwóch symetrycznych wejść na ścianie głównej Teatru Miejskiego i obmywały one teatr z dwóch stron biegnąc równoległymi ulicami wzdłuż kolejnych budynków.
Staliśmy ponad trzy godziny w leniwym ogonie ludzkim, aby zobaczyć Sztukę. Szybko nawiązane znajomości, przechodzący panowie sprzedający wodę i cukierki, rozmowy dużo lżejsze niż można by się spodziewać wobec ospałości upału.
Okazją do takiego kolejkowania kulturalnego było wydarzenie bezprecedensowe dla kultury brazylijskiej. Mianowicie, jedno z najsłynniejszych dzieł  jednego z najsłynniejszych artystów brazylijskich, po ponad 50 latach ekspozycji w siedzibie Narodów Zjednoczonych w Nowym Jorku, wróciło (tymczasowo) na łono ojczyzny. Artysta o którym mowa to CANDIDO PORTINARI, a dzieło to dwa gigantyczne olejne obrazy (15 na 10 metrów, 2,5 tony) - "Guerra" (wojna) i "Paz"(pokój).


(większa reprodukcja:  https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjoXxYkCQKRqho1tCrYjI36Wes3UDcgq-3EQUY4swZlKC8KIFQyvJ2X4ERB4_SAq9QdZZQnmquhbXSnJaPCUFIAaiO0X1vHNNwtIzrJnn-bmRMmOhMAH_u7sKkPYa31DMAa3s0ugEFJJXM/s1600/guerra+e+paz_candido+portinari_1952-1956.jpg)


Co było w tym wydarzeniu niezwykłego?

Po pierwsze: miejsce. Obrazy te zostały zaprezentowane w tym samym miejscu, gdzie przed półwieczem, przed wysłaniem do Stanów, po raz pierwszy od ukończenia ujrzały światło dzienne - w Teatrze Miejskim.
Prezentowanie obrazu w Teatrze jest samo w sobie pomysłem intrygującym. Pomijając fakt, że teatr ten jest jednym z najbardziej reprezentatywnych i najbardziej reprezentowanych budynków Rio, co sprawia, że jest on godnym miejscem dla tak ważnego wydarzenia, samo zaprezentowanie obrazów, było spektaklem stricte teatralnym. Stopniowanie napięcia - zaczynamy od filmu propagandowago, mówiącego głosami słynnych postaci brazylijskich o wielkości artysty, pokoju, który zwycięża wojnę, doprawionego przekonującymi sztampowymi obrazami okropnej wojny, oczywiście. Podnosi się kurtyna, muzyka pełna napięcia, i zaczyna się spektakl z ciemności wyłaniają się powoli i w niesamowitej ostrości, jakby lewitujące w powietrzu, poszczególne figury z wielofigurowego obrazu. Taniec postaci i form. W końcu widzimy całość. Z dala robi wrażenie wielkością, mnogość elementów daje jednak wrażenie chaosu. Potem jednak możemy się zbliżyć i dojrzeć szczegóły. Motywy znane - wojna to płaczące matki, pokój to tańczące dziewczęta i pracujący rolnicy. Wykonanie niesamowite. Perspektywa, geometria, nakładanie się planów, niesamowitość szczegółu. Spektakularny obraz w teatrze. Postacie tańczące przed oczami. Patetyczność miejsca i wydarzenia w kontraście z magia sztuki, która oddzielna i niezależna jest w swym istnieniu. I jak to bywa w przypadku słynnych dzieł sztuki wszyscy pstrykają foty, nagrywają filmy i nikt nie patrzy oczami. Patrzenie oczami jako sztuka ginąca.


Po drugie: popularność. Urząd Miasta łaskawie udostępnił Sztukę Ludowi. Za darmo, całkowicie. I lud przyszedł i stał w słońcu wiele godzin. Klasy, barwy skóry, narodowości wymieszane w jednej linii, ku jednemu celowi. Ach, jak pięknie jest stać w kolejce po kulturę. W Teatrze wszystkie siedzenia były ofoliowane, dużo ochrony, bo Lud głupi jest, zniszczy, poplami. Teraz wstajemy, teraz oglądamy, teraz wychodzimy - mówił pan przez mikrofon. Ach, jak wspaniale, że Lud może podziwiać Sztukę.

Po trzecie: mit artysty. Bo to artysta wielki był. Portinari chorował od jakiegoś czasu od chronicznego zatrucia farbą, kiedy podjął się realizacji "Wojny" i Pokoju". Mimo zakazów lekarzy, ukończył dzieło. Zmarł kilka lat później. Męczennik sztuki, to się sprzedaje.