środa, 12 stycznia 2011

Sztuka bez mięsa (1) Candido Portinari

Styczniowy upał. Wczesne popołudnie, centrum Rio. Kolejka ludzi wije się wśród nielicznych jeszcze budynków, które cariocas (mieszkańcy Rio) pokazują mi z dumą jako "antyczne". Relatywizm poczucia historii - tu wszystko co jest przynajmniej z początku XX wieku, nie mówiąc już o wieku XIX jest "antyczne". Wróćmy do scenerii - niekończąca się kolejka, tak z kilkaset metrów co najmniej - potem odkryłam, że były dwie kolejki - obie rozwijały się od dwóch symetrycznych wejść na ścianie głównej Teatru Miejskiego i obmywały one teatr z dwóch stron biegnąc równoległymi ulicami wzdłuż kolejnych budynków.
Staliśmy ponad trzy godziny w leniwym ogonie ludzkim, aby zobaczyć Sztukę. Szybko nawiązane znajomości, przechodzący panowie sprzedający wodę i cukierki, rozmowy dużo lżejsze niż można by się spodziewać wobec ospałości upału.
Okazją do takiego kolejkowania kulturalnego było wydarzenie bezprecedensowe dla kultury brazylijskiej. Mianowicie, jedno z najsłynniejszych dzieł  jednego z najsłynniejszych artystów brazylijskich, po ponad 50 latach ekspozycji w siedzibie Narodów Zjednoczonych w Nowym Jorku, wróciło (tymczasowo) na łono ojczyzny. Artysta o którym mowa to CANDIDO PORTINARI, a dzieło to dwa gigantyczne olejne obrazy (15 na 10 metrów, 2,5 tony) - "Guerra" (wojna) i "Paz"(pokój).


(większa reprodukcja:  https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjoXxYkCQKRqho1tCrYjI36Wes3UDcgq-3EQUY4swZlKC8KIFQyvJ2X4ERB4_SAq9QdZZQnmquhbXSnJaPCUFIAaiO0X1vHNNwtIzrJnn-bmRMmOhMAH_u7sKkPYa31DMAa3s0ugEFJJXM/s1600/guerra+e+paz_candido+portinari_1952-1956.jpg)


Co było w tym wydarzeniu niezwykłego?

Po pierwsze: miejsce. Obrazy te zostały zaprezentowane w tym samym miejscu, gdzie przed półwieczem, przed wysłaniem do Stanów, po raz pierwszy od ukończenia ujrzały światło dzienne - w Teatrze Miejskim.
Prezentowanie obrazu w Teatrze jest samo w sobie pomysłem intrygującym. Pomijając fakt, że teatr ten jest jednym z najbardziej reprezentatywnych i najbardziej reprezentowanych budynków Rio, co sprawia, że jest on godnym miejscem dla tak ważnego wydarzenia, samo zaprezentowanie obrazów, było spektaklem stricte teatralnym. Stopniowanie napięcia - zaczynamy od filmu propagandowago, mówiącego głosami słynnych postaci brazylijskich o wielkości artysty, pokoju, który zwycięża wojnę, doprawionego przekonującymi sztampowymi obrazami okropnej wojny, oczywiście. Podnosi się kurtyna, muzyka pełna napięcia, i zaczyna się spektakl z ciemności wyłaniają się powoli i w niesamowitej ostrości, jakby lewitujące w powietrzu, poszczególne figury z wielofigurowego obrazu. Taniec postaci i form. W końcu widzimy całość. Z dala robi wrażenie wielkością, mnogość elementów daje jednak wrażenie chaosu. Potem jednak możemy się zbliżyć i dojrzeć szczegóły. Motywy znane - wojna to płaczące matki, pokój to tańczące dziewczęta i pracujący rolnicy. Wykonanie niesamowite. Perspektywa, geometria, nakładanie się planów, niesamowitość szczegółu. Spektakularny obraz w teatrze. Postacie tańczące przed oczami. Patetyczność miejsca i wydarzenia w kontraście z magia sztuki, która oddzielna i niezależna jest w swym istnieniu. I jak to bywa w przypadku słynnych dzieł sztuki wszyscy pstrykają foty, nagrywają filmy i nikt nie patrzy oczami. Patrzenie oczami jako sztuka ginąca.


Po drugie: popularność. Urząd Miasta łaskawie udostępnił Sztukę Ludowi. Za darmo, całkowicie. I lud przyszedł i stał w słońcu wiele godzin. Klasy, barwy skóry, narodowości wymieszane w jednej linii, ku jednemu celowi. Ach, jak pięknie jest stać w kolejce po kulturę. W Teatrze wszystkie siedzenia były ofoliowane, dużo ochrony, bo Lud głupi jest, zniszczy, poplami. Teraz wstajemy, teraz oglądamy, teraz wychodzimy - mówił pan przez mikrofon. Ach, jak wspaniale, że Lud może podziwiać Sztukę.

Po trzecie: mit artysty. Bo to artysta wielki był. Portinari chorował od jakiegoś czasu od chronicznego zatrucia farbą, kiedy podjął się realizacji "Wojny" i Pokoju". Mimo zakazów lekarzy, ukończył dzieło. Zmarł kilka lat później. Męczennik sztuki, to się sprzedaje.

2 komentarze:

  1. alez ironia ocieka ta relacja... ale co do ogladania golym okiem to w 100% zgadzam sie, teraz obudowywujemy sie roznym sprzetem ochronnym by 'zachowac' na dluzej cos czego tak naprawde sie nie doswiadcza...
    p.s. ten link na reprodukcje jest chyba mylny bo error wyskakuje ;/

    OdpowiedzUsuń
  2. link dobry jest. a ironii rzeczywiście dużo, co zresztą ciekawe, bo mimo że obraz mi się podobał, to skupiłam się na krytyce performensu. hmm.

    OdpowiedzUsuń