wtorek, 14 grudnia 2010

Ptakojaszczur



Dziś padało znów. Zapowiadało się groźnie, a przeszła taka zwyczajna ulewa. Zawołali mnie do ogrodu chłopcy. Gromada czerwonych jak ogień ptaszków buszowała wśród drzew za nic mając smugi deszczu i bezkolorową szarość mgły. Nie mam dobrego zoomu, ale widać, że ptaszek był czerwony. Staliśmy tak dłuższą chwilę. V grał na gitarze i śpiewał. Deszcz padał. Ptaszki czerwieniały. Za ich przykładem wyszliśmy do ogrodu. Bieganie w deszczu jako wyzwanie rzucone regułom skwaru.

O lenistwie jako metodzie pracy. Tytuł książki Maria Quintany (poeta brazylijski).
Nie mogąc zaradzić lenistwu postanowiłam się z nim zaprzyjaźnić. Razem łapaliśmy krople deszczu i niczym aportujące szczeniaki rzucaliśmy z powrotem niebu .

Miało być o naturze. No więc widziałam też kolibra. Nie dziś, ale też w ogrodzie. Przyleciał napić się ze storczyków, a ja byłam lekko zdezorientowana i rozczarowana tymi bajkami o kolibrach, które mi opowiadano. Koliber bowiem był absolutnie i nieodwołalnie CZARNY.
Do tego są również jaszczurki. Uciekanie jaszczurek spod stóp następuje w każdym słonecznym dniu na każdym zejściu na plaże które zrobione jest z bali i na każdej ścieżce wyłożonej kamieniami. Jest ich dużo i gdyby były ludźmi to walczyłyby o swoje prawa do wygrzewania się. Chociaż tu w Brazyli... nie jestem pewna.
A one, te jaszczurki, one uciekają. Wracają i uciekają. Po prostu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz