czwartek, 9 grudnia 2010

Znaturalizowana (wyjazd agroekologiczny cz. 1)

Nie wiem co to za drzewo było, ale surrealistycznie różowy dywan rozciągał się na przestrzeni kilkunastu metrów. Stopa moja wymalowana sokiem z pestek (?) owocu genipapo. O tym, że farba trzyma ponad dwa tygodnie, dowiedziałam się jak już się cała wymalowałam. Po powrocie do miasta nosiłam wytarte znaki z dumą starego Indianina. Z perspektywy odnaturalizowanego miasta byłam jednak po prostu brudna.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz